PUNK FORUM » FAQ
» Statystyki
» Grupy
» Użytkownicy
» Szukaj
» Zaloguj
» Rejestracja


Poprzedni temat :: Następny temat
Filmy! Książki!
Autor Wiadomość
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Śro 29 Mar, 2006   

"Oni / The Faculty" - reż. Robert Rodriguez, 1998



Młodzieżowy horror sci-fi w wykonaniu twórcy takich dzieł jak "Desperado", "Od zmierzchu do świtu" czy "Sin City". Robert Rodriguez w formie - zabawa w skojarzenia, kicz, przemoc, humor, napięcie. 100% rozrywki.
W małym amerykańskim miasteczku dochodzi do odkrycia nowego organizmu przypadkowo znalezionego przez jednego z uczniów. Do tego pewni nauczyciele zaczynaja się dziwnie zachowywać i pić dużo wody. Stara nauczycielka umiera pod prysznicem, a jej ciało rozkłada się wcale nie z powodu zbliżającej się nieuchronnie emerytury. Następnie jej "drugie" ciało zostaje znalezione w szafce, a uczniowie są świadkami sztucznego oddychania ... usta - ucho. Wkrótce nie będzie żadnych wątpliwości - w szkole pojawili się kosmici chcący opanować świat.
Chwilami obrzydliwy, chwilami brutalny i wulgarny, czasem z napięciem, a przede wszystkim całkiem zabawny film. Dużo motywów komediowych i niejedno nawiązanie do klasyki kina grozy - na tacy podane zostały tytuły "Inwazja porywaczy ciał" i "Władca marionetek", a zauważyć można też hołd dla serii "Obcy" czy genialnego "Coś" Johna Carpentera. I zapewne nie przez przypadek rolę szalonego trenera drużyny footballowej, otrzymał Robert Patrick, znany niegdyś jako T-1000 w filmie "Terminator II". Garstka uczniów zbierze się i stawi czoło coraz większemu zagrożeniu. I nie ma to jak odciąć komuś palce, a następnie wbić ołówek w oko. Zwłaszcza kiedy jest to nauczyciel.
Film ogląda się bardzo przyjemnie, choć zakochać się w nim raczej nie można. Obraz przebojowy, który potrafi czasem dać dużo zabawy.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
pyza


Dołączyła: 26 Sty 2005
Posty: 7
Płeć:
Wysłany: Czw 30 Mar, 2006   

a ja wam polecam film 'Ta divna Splitska noc'/'A Wonderful Night in Split', reż: Arsen A. Ostojic
Chorwacki film, którego akcja dzieje się w czasie jednej, sylwestrowej nocy (a konkretnie w ciągu ostatnich trzech godzin tejże nocy) w portowym miasteczku Split. jeśli miałabym to zaliczyć do jakiegoś gatunku to może byłoby to coś w rodzaju surrealistycznego dramatu z elementem thrilleru. nie będę pisać eseju na ten tamat, bo lepiej żebyście to obejrzeli po prostu.
dodam tylko, że film składa się z trzech nowel których bohaterowie mijają się w mrocznych uliczkach wspomnianego wyżej miasta. klimat jest tworzony przez chropowate czarno-białe zdjęcia i świetną grę światła (dziwię, że ten pan nie dostał żadnej nagrody na camerimage). chociażby ze względu na walory wizualne warto go zobaczyć.
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Wto 04 Kwi, 2006   

"Jak napisac scenariusz filmowy" Robin U. Russin & William Missouri Downs
właśnie skonczylem
dobra książka, czyta się lekko i przyjemnie, a jest to coś nie tylko dla tych, którzy chcą się podszkolić
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Pią 07 Kwi, 2006   

"Ichi the Killer" Takashi Miike
genialne :shock:
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
buri


Dołączył: 31 Paź 2004
Posty: 644
Skąd: Thorn/Bromberg
Wysłany: Pią 07 Kwi, 2006   

mimo wszystko coś cicho tu ostatnio ;)
_________________
"po kapelach krastowych moge stwierdzić gołym okiem że peja ma więcej wspólnego z punk rockiem"
 
XbobsonX


Dołączył: 18 Lis 2004
Posty: 310
Skąd: z oławskiego bloku
Płeć:
Wysłany: Pią 07 Kwi, 2006   

bo ostatnio prawie nic nie widziałem-o pisaniu nie wspomne(moze sie to wydac dziwne bo skrobie co nieco na forum,ale na pare zdan mam czas)-na razie sciagam,czytam,korzystam z wiosny
_________________

 
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Nie 09 Kwi, 2006   

"Wielka ucieczka / The Great Escape" - reż. John Sturges, 1963



Sztandarowe dzieło twórcy "Siedmiu wspaniałych" i jeden z najlepszych filmów wojennych w histori kina. Choć określenie "wojenny" jest tu raczej przyszywane.
II Wojna Światowa, na terenie Niemiec zostaje stworzony specjalny obóz jeniecki, gdzie trafiają najlepsi spece od wszelkich ucieczek. Zebrani razem, aby lepiej się ich pilnowało. Jednak jeńcy nie poddają się, a zamiast tzw. zwykłych ucieczek (takich, w których uczestniczy najwyżej kilka osób) planuję tytułową wielką ucieczkę, w której uczestniczyć ma 250 osób. Zaczynają się wielkie przygotowania, powoli acz konsekwentnie do celu.
Film ten otrzymał miano najlepszego na świecie "filmu męskiego". Liczy się tu lojalność, wytrwałość, wolność. Doskonała reżyseria ukazująca dużo, lecz nie wszystko (w sensie fabuly), odpowiednio stopniuje napięcie aż do wielkiego rajdu ku wolności. Mamy w obozie zebranych jeńców wszelkich narodowości, gdzie oczywiscie nie ma to znaczenia, a kazdy się bardzo przydaje. Do tego doborowa obsada z klasycznymi (a dzis juz zapomnianymi) aktorami pierwszej klasy - Steve McQueen, James Garner, James Coburn czy wreszcie "wielki kopacz tunelów" - Charles Bronson (oczywiście w roli Polaka). Film rewelacja, trzy godziny porządnego kina, od którego nie idzie oderwać oczu.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
buri


Dołączył: 31 Paź 2004
Posty: 644
Skąd: Thorn/Bromberg
Wysłany: Wto 11 Kwi, 2006   

Przygoda - reż. Michelangelo Antonioni

Przełomowy i jednocześnie jeden z najważniejszych filmów w karierze Antonioniego. Na festiwalu w Cannes został odrzucony przez publiczność, ale zdobył uznanie krytyków. Antonioni pokazał wtedy coś oryginalnego, swoje własne spojrzenie na kino, a głównym powodem reakcji publiki była zmiana głównego wątku w połowie filmu.
Bogata mieszkanka Rzymu - Anna (Lea Massari) , przeżywająca kryzys miłosny ze swoim narzeczonym Sandro (Gabriele Ferzetti), wybiera się z przyjaciółmi na ekskluzywny rejs po okolicznych, skalistych wyspach. Podczas postoju na jednej z takich wysepek, sfrustrowana i pragnąca samotności Anna znika. Rozpoczynają się rozpaczliwe poszukiwania, w które najbardziej angażują się właśnie Sandro, oraz przyjaciółka Anny - Claudia (Monica Vitti). Antonioni rozwija więc tutaj wątek niemal kryminalny, który w ciekawy sposób porzuca i rozwija temat dojrzałości uczuciowej. Bowiem podczas tych poszukiwań i przygody zarazem, między Sandro i Claudią rodzi się uczucie. Aż w końcu zniknięcie Anny zaczyna być im "na rękę" a poszukiwania kontynuowane są raczej "dla zasady".
Samo ich uczucie także zaczyna być tytułową "przygodą", w której piękne słowa nic nie znaczą, ale po prostu pięknie brzmią. Antonioni pokazuje swoich bohaterów behawiorystyczny sposób. Nie wiemy nic o ich prawdziwych uczuciach, dopóki gdy Sandro - i tak już zdradzający zaginioną Annę - zdradza również i Claudie z przygodnie spotkaną kobietą. Wtedy właśnie dojrzeją do swojej miłości, uświadomią sobie swoje zachowanie, a między nimi narodzi się - choć w bólu - czyste, dorosłe uczucie. Obrazuje to w piękny sposób ostatnia scena filmu - on płacze, ona ze zrozumieniem głaszcze go po głowie.
Perfekcyjnie zagrała tutaj Monica Vitti, muza Antonioniego (a jednocześnie i jedna z moich ulubionych aktorek) - po prostu zdominowała "Przygodę", widać że jest to jej film. Zabieg ze zmianą gatunkową może zbić z tropu, ale to zabieg na pewno ciekawy choć nie koniecznie potrzebny. Przyznam, że momentami przyłapywałem się na drobnym ziewnięciu ale jako całość film broni się znakomicie.



W stronę morza - reż. Alejandro Amenábar

Kiczowata i naiwnie ckliwa, hiszpańska próba zabrania głosu w sprawie eutanazji.
Film powstał na podstawie autentycznych wydarzeń. Ramon Sampedro to prawie całkowicie sparaliżowany mężczyzna, walczący przez 28 lat o prawo do eutanazji. W końcu, gdy hiszpański sąd odrzuca jego prośbę do godnej śmierci, postanawia popełnić samobójstwo nagrywając je w ramach apelu na kasetę wideo.
Jestem strasznie zawiedziony ! A zawiedziony jestem tym bardziej że zewsząd słyszałem pochlebne opinie na temat tego filmu: "świetny dramat", "zmusza do zastanowienia nad eutanazją" itp. Moje nadzieje popierane były też licznymi nagrodami jakie zebrał ten film (Złoty Glob, Oscar, nagrody w Wenecji). A tu straszna kicha ! Sama historia miała niewątpliwie jakiś potencjał, jednak momentami przesłanie tego filmu wydawało mi się karykaturą albo dążyło uparcie do osiągnięcia zupełnie innego skutku niż powinien. Wszystkiemu winna dramaturgia rodem z latynoskich telenowel. Nieraz łapałem się za głowę słysząc banalne kwestie wygłaszane przez aktorów (gra niektórych także pozostawiała wiele do życzenia). Ten film zdaję się tak dalece odchodzić od zamierzonego efektu że jest przerysowany, a do głównego bohatera przestajemy odczuwać sympatie... Mimo wszystko głupio mi pisać tak gorzkie słowa, o historii opartej na faktach. Ja po prostu nie wierze reżyserowi że to wszystko było takie płytkie.
Na plus oceniłbym jedynie grę Javiera Bardema który wcielił się w pragnącego śmierci Sampedro. Ta co prawda nie powalała, ale na tle potrafiącej załamać człowieka całości, wyróżnia się zdecydowanie na plus. Wracając jednak do minusów dodałbym jeszcze męczącą ścieżkę dźwiękową która jest dziwnym kolażem hiszpańskiej bossa novy i muzyki celtyckiej. A jest to mieszanka tak nieprzystępna że aż zdaje się pasować do takiego żałosnego (tak, mocne słowo) filmu.
"W stronę morza" to rzecz raczej dla fanów filmów Almodovara, który także lubi takie trywialne historie, które udają piękne, wzruszające i głębokie. Być może się nie znam. Być może to najlepszy film 2004 roku. Ale dla mnie to kicz. Największa porażka z jaką miałem do czynienia przez ostatnich kilka tygodni.
_________________
"po kapelach krastowych moge stwierdzić gołym okiem że peja ma więcej wspólnego z punk rockiem"
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Wto 11 Kwi, 2006   

"Mystery Train" - reż. Jim Jarmusch, 1989

Trzy połączone ze soba nowele, których akcja dzieje się w Memphis, czyli tzw. "mieście Króla". Jarmusch konsekwentnie ukazuje w swoich dziełach "anty-popkulturowe" oblicze Ameryki, kraju takiego jak wszystkie inne, w którym także nic się nie dzieje ;) W "Mystery Train" widzimy losy turystów "celowych" (japońscy wielbiciele rock'n'rolla z Elvisem na czele), turystki "przypadkowej" (której dane było spotkać ducha owego Elvisa) i mieszkańców tego miasta (z których jeden miał ksywę Elvis, co nie bardzo mu się podobało). Tym co ich łaczy oprócz pobytu w "mieście Króla" i pewna "obecność" Presleya w życiu, jest hotel, w którym spędzają (tą samą) noc, nie zdając sobie jednak sprawy kogo mają za sąsiadów (a mają siebie). Kradzież hotelowych ręczników, naciągacze, alkohol, strzał z pistoletu i rock'n'roll. Ot, cały "wielki amerykański sen" ;)
Niestety film ten nie podobał mi się teraz już tak jak kiedyś, ale wciąż jest to dla mnie pozycja interesująca i ciekawa, do której na pewno jeszcze nie raz wrócę.

"Poza prawem / Down by Law" - reż. Jim Jarmusch, 1986

Film, po którym sam nie wiem czemu nie spodziewałem się za wiele i być może właśnie dlatego zrobił na mnie tak duże wrażenie. W jednej celi więziennej spotykają się dwaj życiowi nieudacznicy (kolejni w galerii jarmuschowych outsiderów), jeden DJ radiowy, drugi alfons, obaj zostali właściwie wrobieni, ale mniejsza z tym ;) Średnio się lubią, a wkrótce dołącza do nich Włoch, który dopiero zaczyna uczyć się języka angielskiego. Kłopoty z porozumieniem nie przeszkadzają im w obmyśleniu planu ucieczki z więzienia.
Film o życiu - chciałoby się rzec. Bywa nudno, bywa źle, bywa zabawnie i wspaniale. Palce lizać, film rewelacja i wielkie brawa dla odtwórców głównych ról - Toma Waitsa, Johna Luriego i Roberto Benigni.

"Inaczej niż w raju / Stranger Than Paradise" - reż. Jim Jarmusch, 1984

A do tego, to ja się chyba nigdy do końca nie przekonam. Świetne wstawki muzyczne z kawałkiem "I put a spell on you" i świetny finał. A w międzyczasie przeważają sceny średniointeresujące. Ale wcale nie jest źle. Jest sobie koleś i jego kumpel, przyjeżdża do nich jego kuzynka. Nie rozmawiajaze sobą niema wcale, a ona wkrótce wyjeżdża. Mija rok, obaj kolesie oszukując w karty, kombinują trochę kasy i nie mając nic do roboty,postanawiają ją odiwedzić. Ocenę podwyższam za tragikomiczny finał, który ogląda się cholernie przyjemnie i jesli już, to właśnie dla niego warto sięgnąć po ten film.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Śro 12 Kwi, 2006   

23 marca w wypożyczalniach i 7 kwietnia w sklepach pojawi się DVD z filmem Infernal Affairs: Piekielna Gra. Wydanie to zapoczątkuje serię Blink Azjamania, w ramach której dystrybutor zamierza promować mocne mroczne tytuły rodem z Azji. W serii zapowiadane są:

Infernal Affairs: Piekielna gra reż. Andrew Lau Wai Keung, Siu Fai Mak
Infernal Affairs 2 reż. Andrew Lau Wai Keung, Siu Fai Mak
Infernal Affairs 3 reż. Andrew Lau Wai Keung, Siu Fai Mak
Zagadka zbrodni reż. Joon-ho Bong
a także obrazy autorstwa Takashi Miike
:mrgreen: :faja: :evil:
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Pią 14 Kwi, 2006   

"Ichi The Killer / Koroshiya Ichi" - reż. Takashi Miike, 2001



Trochę mi zajęło zabranie się do napisania słów kilku o tym filmie, a w międzyczasie zdążyłem obejrzeć go już siedem razy. Wraz z "Grą wstępną" jest to najbardziej znane dzieło pana Miike. Jest to (ponoć bardzo wierna) ekranizacja kultowej mangi, która zdobyła serca nie tylko fanów tego komiksu (np. moje). Jest to wreszcie jeden z najbrutalniejszych i najbardziej pojebanych filmów jakie w życiu widziałem. I jeden z najlepszych.
Za głównych bohaterów, Miike znowu wziął postaci bardzo przerysowane i po raz kolejny są to postaci mające spore problemy ze swoim zdrowiem psychicznym. Kakihara (to ten pierwszy pojeb - patrz: plakat) to prawa ręka bossa Anjo, którego gangsterska organizacja wraz z trzema innymi wchodzi w skład potężnego syndikatu yakuzy. Boss Anjo nagle zniknął wraz z 300 milionami jenów,czyli całym majątkiem swojej grupy, a Kakihara rozpoczyna jego poszukiwania. Jednak owe poszukiwania są związane nie tylko z chęcia odzyskania potrzebnych pieniędzy, ale z - w pewnym sensie - miłością Kakihary do Anjo. Kakikara to koleś słynący z zamiłowania do sado-masochistycznych praktyk, zawsze bardzo chętnie torturuje ludzi, zaś Anjo był jedynym, który bijąc go potrafił sprawić mu tak duży ból (przyjemność). Właśnie dlatego Kakihara tak desperacko go poszukuje i właśnie dlatego ma złamane serce. Wkrótce, Kakihara zostaje zmanipulowany przez tajemniczego starca o imieniu Jijii co doprowadza do uprowadzenia i skatowania (jedna z najmocniejszych scen w filmie) bossa drugiej organizacji - Suzuki. Do tego dochodzi konflikt z trzecim bossem - Funaki, któremu organizacja Anjo jest winna 100 milionów jenów oraz niezadowolenie głowy syndykatu. Wszystko to doprowadza do banicji Kakihary w gangsterskim światku i od tej pory wraz ze swoimi ludźmi ma przeciwko sobie każdego yakuzę w mieście. Mimo to, nie zaprzestają poszukiwań i dowiadują się, że boss Anjo nie żyje, zaś zamordował go nieznany nikomu do tej pory człowiek o imieniu Ichi (to ten drugi pojeb). Nikt niewie jak wygląda i jaki jest, jednakże to co po sobie zostawia (ciała porozcinane na kawałeczki, kałuży krwi i mnóstwo porozpieprzanych wnętrzności) robi mu opinię wyjątkowo okrutnego sadystycznego mordercy. Kakihara postanawia odnaleźć Ichiego, który jak się okazuje - ma niedługo zapolować na samego Kakiharę. A kim jest własciwie ten Ichi? Jest to młody (ok. 20 lat)chłopak będący totalnym outsiderem. Odizolowany, sfrustrowany, tchórzliwy, żyjący z wiecznym poczuciem winy. Do tego na widok przemocy związanej z seksem dostaje erekcji (np. scena, gdy masturbuje się podglądając alfonsa katującego dziwkę) , a kiedy się wkurwi, to sieka ludzi jakby robił surówkę. Dosłownie.
To jest cholernie szalony film. Ultrabrutalny (nawet w samej Japoni uchodzi za dzieło wyjątkowo drastyczne), perwersyjny, makabryczny, groteskowy, kiczowaty i z masą humoru wręcz obrzydliwie czarnego. Są tu sceny, podczas oglądania których mróżyłem oczy - przebijanie twarzy ostrzami czy odcinanie języka. Do tego dochodzi psychologia głównych bohaterów, ciekawa i wcale niegłupia fabuła, hipnoza i psychoanaliza w tle, bogata galeria doskonale zarysowanych postaci drugoplanowych oraz bardzo - rzekłbym - fazowa muzyka. Plus bardzo dobre zdjęcia (raz wolne długie ujęcia, innym razem szybki nerwowy montaż) i świetne kadrowanie. Do tego film można róznie interpetować.
Psychologiczny dramat/thriller gore w świecie yakuzy, chory i genialny. Nie jestem fanem ekranowego sadyzmu i krew mnie nie rajcuje, ale w tym filmie się zakochałem.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Nie 16 Kwi, 2006   

"Birdpeople in China / Chugoku No Chojin" - reż. Takashi Miike, 1998



Since my birth, I've slept more than 10,000 times. But I've never had a dream of myself flying like a bird.

Z jednej strony film niby nietypowy dla Miike, z drugiej zaś 100% Miike w Miike. "Birdpeople in China" stanowi istny fundament jego stylu - dzieło, po którego obejrzeniu łatwiej o zobaczenie tego co siedzi w głowie tego pana i łatwiej o zrozumienie jego twórczości (z uważanym przez wielu za pseudointelektualny bełkot "Izo" na czele). Tak mi się przynajmniej wydaje;)
Wada to młody biznesmen, który przez swoją firmę zostaje wysłany do Yun Nan, dalekiej i nieznanej wioski w odizolowanej od reszty świata dzikiej części Chin. Ma on zbadać złoża bardzo cennego kamienia. Niespodziewanie wraz z nim rusza Ujiie, starzejący się yakuza, ktrórego organizacji firma Wady jest dłużna dużą sumę pieniędzy. Razem (wraz z szalonym przewodnikiem) przemierzają niedotknięte przez cywilizację tereny, przy okazji gubiąc się niewiadomo gdzie i poznając legendę o człowieku, który spadł z nieba i uczył ludzi latać.
Jest to dosyć niezwykłe dzieło. Niemal pozbawione przemocy (z której tak Miike słynie), zaś niepozbawione dobrego humoru (szczególnie przez pierwsze 30 minut), filozoficzne i z dodatkiem magii. Dramat prawie (a może wlasnie?) przygodowy, który natychmiast wciąga. Historia o raju zapomnianym i wolności, konflikt pokoleń, konflikt kulturowy, ciche pytania o ludzką egzystencję i brak jednoznacznych odpowiedzi. Kto by nie chciał mieć skrzydeł?
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
buri


Dołączył: 31 Paź 2004
Posty: 644
Skąd: Thorn/Bromberg
Wysłany: Nie 16 Kwi, 2006   

Zbyszek - reż. Jan Laskowski

"Zbyszek" z 1969 roku to film poświęcony jednemu z najwybitniejszych polskich aktorów - Zbyszkowi Cybulskiemu. Zapadł w pamięć polskich kino maniaków grając charakterystyczne role w filmach będących manifestami powojennego pokolenia. Zapamiętano go również ze względu na jego tragiczną śmierć w 1967 roku.
A "Zbyszek" to film nie byle jaki ! To nie kolejna biograficzna historia zrobiona tylko po to by być, by odklepać i odnotować istnienie kogoś takiego jak Cybulski. Nic z tych rzeczy ! "Zbyszka" zmontowano z obrazów w których Cybulski grał. Zobaczymy więc znane sceny z takich filmów jak "Popiół i diament", "Pokolenie", "Jutro Meksyk", "Jowita", "Rozwodów nie będzie" i paru innych. Wszystko zmontowane jest w perfekcyjnie przemyślany sposób. Całość wydaje się niezwykle płynna, nie wygląda jak zlepek zupełnie odmiennych obrazów i nadaje oryginalny wymiar filmowi biograficznemu. Dzięki takiemu zabiegowi autorzy pokazali prawdziwego Cybulskiego - człowieka na którego dzieciństwie wojna odcisnęła swe piętno oraz gwiazdora niosącego ciężar sławy. Zagubionego alkoholika, wrażliwego romantyka, w końcu także amanta i cynika starającego się zawsze osiągnąć zamierzone cele.
Film ukazuje jak to, co Cybulski potrafił stworzyć przed kamerą było autentyczne. Konfrontując jego role z jego historią życia i charakterem zaczynamy wszystko rozumieć znacznie lepiej. Dostrzegamy w jego pracy pasję i poraża nas to że nigdy nie zatracił siebie w tym co robił.
Legenda.


James Dean: Wyścig z przeznaczeniem - reż. Mardi Rustam

James Dean, jak każdy wie, to przedwcześnie zmarła nadzieja światowego kina. Nonkonformista wbity w sztywne reguły przemysłu filmowego był już legendą za życia, a po tragicznej śmierci w 1955 roku skazany został na życie wieczne. Inspirował wielu, ale fascynacja twórców filmu "James Dean: Wyścig z przeznaczeniem" musiała być bardziej wypaczona niż stosunki rodzinne w "Na wschód od Edenu".
"James Dean: Wyścig z przeznaczeniem" to jakaś podejrzana, podrzędna produkcja telewizyjna, w której brak umiejętności technicznych i jakichkolwiek wartości artystycznych sprawia że film balansuje groźnie na granicy z kabaretem.
Poznajemy Jamesa Deana (W tej roli Casper Van Dien) już na początku jego kariery w Hollywood, gdy Elia Kazan wykorzystał jego talent w "Na wschód od Edenu". Ale to nieważne (realizacja kosztownego projektu Kazana wygląda jak robienie reklamy telewizyjnej), całe życie i twórczość Deana ustępuje historii jego związku z aktorką Pier Angeli. Historia miłosna opowiedziana w żałosny sposób zajmuje większość filmu, którego nie da się oglądać. Realizacje "Buntownika bez powodu" i "Giganta" to krótkie epizody, a poza ckliwym romansem większy nacisk położono na zamiłowanie aktora do przekraczania dozwolonej prędkości na drogach stanowych.
Aktorstwo nawet wstyd komentować. Ja rozumiem ze zagranie kogoś takiego jak James Dean to duże wyzwanie, ale Casper Van Dien raczej sparodiował go niż zagrał. Może i nawet z wyglądu podobny (po paru piwach na pewno), może momentami potrafił naśladować tą charakterystyczną mimikę twarzy... ale jego ogólna gra była sztywna i uwłaczała godności tego kogo podjął się grać. Pozostałych aktorów jak Carrie Mitchum w roli Angeli nie skomentuje. Przykre.
Nie widzie w tym filmie absolutnie żadnych plusów. Zdjęcia są jakości filmu porno spod lady. Nawet muzyka, mimo że w odpowiedniej stylistyce (rock'n'roll lat 50) to kiepsko wykonywana jest przez jakąś podrzędną grupę rockabilly i słychać ją często w momentach w których psuje klimat (co ja gadam, jaki klimat).
Poważna skaza na legendzie.
_________________
"po kapelach krastowych moge stwierdzić gołym okiem że peja ma więcej wspólnego z punk rockiem"
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Pon 17 Kwi, 2006   

Blekit napisał/a:
23 marca w wypożyczalniach i 7 kwietnia w sklepach pojawi się DVD z filmem Infernal Affairs: Piekielna Gra. Wydanie to zapoczątkuje serię Blink Azjamania, w ramach której dystrybutor zamierza promować mocne mroczne tytuły rodem z Azji. W serii zapowiadane są:
(...)
a także obrazy autorstwa Takashi Miike

wiadomo już, że pierwszym dziełem Miike w polskiej dystrybucji DVD będzie "Gra wstępna" 8)
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
XbobsonX


Dołączył: 18 Lis 2004
Posty: 310
Skąd: z oławskiego bloku
Płeć:
Wysłany: Wto 18 Kwi, 2006   

wczoraj oglądnąłem "Match point"-wszsytko gra-Woodiego Allena
i niedawnbo skończyłem czytać "Rejs-czyli szczególnie nie chodzę na filmy polskie" Macieja Łuczaka
postaram sie napisac szerzej przynajmiej o filmie,ale w późniejszym czasie
_________________

 
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Nie 23 Kwi, 2006   

"Dead or Alive / Dead or Alive: Hanzaisha" - reż. Takashi Miike, 1999



Pierwsza i najbardziej znana część kultowej trylogii pana Miike. Film uważany za jeden z ważniejszych jeśli chodzi o azjatyckie kino akcji - mimo, iż stricte filmem akcji, to on wcale nie jest.
Ryu i jego (dosłownie) cyrkowa grupa to nowa konkurencja dla gangsterskiego światka Japoni. Pochodzą z Chin i sztormem zdobywają władzę. Poniosą wielkie straty, ale większe poniesie Yakuza. Ale nie o to chodzi. Chodzi o porucznika Jojima, który właśnie wpadł naich trop. Ryu i Jojima to niezwykły "duet" - stanowią trzon całej trylogi, choć w kazdej części są innymi postaciami. Coś jak światy alternatywne i następne wcielenia. Nie ma policjanta bez złodzieja, nie ma Jojimy bez Ryu. Najwięksi wrogowie i najlepsi przyjaciele.
Wyrzucenie nagiej kobiety z dachu (?) wieżowca, wciągnięcie kilkumetrowej kreski kokainy, striptease, gwałt homoseksualny, poderżnięcie gardła, kula w łeb, przejażdżka Harleyem, jeszcze niestrawiony makaron wypadający z rozerwanego brzucha i taniec clowna na rurce. Oto kilka przykładów tego co widzimy w filmie przez pierwsze pięć minut. Sekwencja za sekwencja, szybki teledyskowy montaż, dyskotekowe tempo i szalony elektroniczny heavy metal (sic!) w tle. Można by rzec, iż jest to kwintesencja stylu Miike. Jednak ja tak nie napiszę, bo było by to krzywdzące do całej reszty jaką ten pan serwuje. Po pięciu minutach film się bardzo wycisza, robi się surowy, poważny, smutny. Wg. niektórych nudny i owi niektórzy polecają obejrzeć tylko te słynne (to już obecnie obiekt kultu w azjatyckiej kinematografii) pierwsze pięć minut. Dla mnie to sa ingoranci. Miłość, lojalnosć, poświęcenie, wolność. Wolne tempo, ciemne uliczki, brud, seks i przemoc. I wreszcie wielki finał - tak kiczowaty, groteskowy i absurdalny, iż zapewne gdybym go teraz opisał - nikt by w to nie uwierzył. Ja już nie raz wspominałem ( i zresztą nie tylko ja o tym wspominałem), że filmy Miike nie są dla każdego, a własnie "Dead or Alive" jest tego najlepszym przykładem. Szokujące, wulgarne, obrzydliwe? Też, ale nie rozumiem jak można nie zauważyć wcale nie tak ukrytej w nich treści, przesłania. A znowu Miike pokazuje swoje stanowisko w odwiecznym konflikcie na lini Japonia-Chiny, przewijają się też hasła o komuniźmie. Poza tym nie brakuje rozrywki. Chcecie poznać kucharza liczącego sobie ponad pieć tysięcy lat, zobaczyć jak można oderwać sobie rękę lub utonąć we własnych odchodach? Brać się śmiało za ten film.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Nie 23 Kwi, 2006   

"Dead or Alive: Final" - reż. Takashi Miike, 2002



Chyba nie trzeba pisać, że to trzecia część kultowej trylogii pana Miike;) Wg. (chyba) większości, najlepszą częścią jest część druga, ale że jej wciaż jeszcze nie widziałem, to właśnie trójką podniecam się najbardziej.
Tym razem przenosimy się w czasie o kilkadziesiat lat do przodu. Yokohama jest totalitarnym miastem-państwem, ciężko się z niego wydostać, nakazem jest spożywanie narkotyku (ktory ludzi zamienia w "zombie" bez świadomości), zakazem jest rodzenie dzieci. Stare Czasy dawno już minęły i przyszłość nie potrzebuje młodych ludzi. Miastem rządzi perwersyjny gej-dyktator, wojsko walczy z nielicznymi grupami rebeliantów. Nagle (jakby znikąd) pojawia się zapomniany relikt Starych Czasów - android Ryo. Poznaje on i zaprzyjaźnia się z małym chłopcem, który należy do jednej z takich rebelianckich grup i wkrótce zostaje jej członkiem. Nie dlatego, że chce walczyć z tyranią przyszłości - nie ma co robić, a jego podróże są bezcelowe. Ludzie Yokohamy nie wiedzą jak wygląda świat poza nią - on wie, że dookoła jest tylko pustynia, a lepszy świat nie istnieje. Nie rozumieją tego rebelianci, którzy próbując odbić swoich ludzi z niewoli porwą przypadkowo pewnego chłopca. Chłopca będącego synem policjanta o nazwisku Honda. Człowieka niemal sztucznego, niemal androida... Zaczyna się pościg, a na jego drodze staje Ryo - jego odwieczny wróg i przyjaciel.
Konstrukcja filmu to wierne odwzorowanie części pierwszej. Wstęp jest szybki, a przy tym bardzo komiksowy. Nagle STOP! Tempo gwałtownie zwalnia, film się wycisza, robi się poważny, dramatyczny, widz aż zapomina, iż przecież cały czas ma doczynienia z science - fiction. Aż do finału - znowu zaskakująco absurdalnego i kiczowatego, jakby żywcem wyjętego ze stron jakiegoś szalonego komiksu. Znowu wolność, miłość, lojalność, samotność - tym razem bardziej zarysowane i właśnie to jest przewagą tej części trylogii nadczęścią pierwszą. Poza tym mnóstwo skojarzeń - mamy tu ukłony i odwołania do "Roku 1984" Orwella, "Łowcy androidów", "Terminatora II", filmów kung fu czy nawet do (spaghetti?) westernów. I oczywiście do poprzednich części trylogii (wiem, choć jak już wspomniałem, dwójki nie widziałem).
To moje drugie podejściedo tego filmu - nie dlatego, że pierwsze było nieudane i chciałem się do niego koniecznie przekonać. Ale dlatego, że za pierwszym razem dopiero wkraczalem w filmowy świat Miike, teraz będąc już przyzwyczajonym do jego charakterystycznego stylu, chciałem się przekonać jaką zrobiło to dla mnie róznicę. I zrobiło, "Dead or Alive 3" uważałem za film bardzo dobry, teraz zaś za świetny. Masa świetnych scen, jeszcze większa (niż w jedynce) galeria doskonale zarysowanych postaci drugoplanowych, jeszcze lepsza muzyka i lepsze zdjęcia. To jest COŚ.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Nie 23 Kwi, 2006   

"Visitor Q / Bizita Q" - reż. Takashi Miike, 2001



Następne sztandarowe dzieło Miike, następne jego szalone dzieło. Ale tym razem wręcz wybitnie szalone. Po prostu chore, pojebane, odpychające, a przy tym chwilami naprawdę cholernie zabawne. Śmiertelnie zabawne.
Ciężko tutaj pisać o fabule, tak aby nie psuć zabawy ewentualnym przyszłym widzom. Co chwilę się coś dzieje, coś zaskakującego, absurdalnego, groteskowego do granic możliwości. Oto mamy sobie japońską rodzinkę. Córka bawi się w prostytucję z własnym ojcem. Syn poniżany przez szkolnych kolegów tłucze na kwaśne jabłko swoją matkę. Matka daje dupy, aby mieć pieniądze na heroinę. A pewnego dnia ojciec spotyka tytułowego "gościa Q" - młodego mężczyznę który uderza go w głowę niemałym kamieniem i na kilka najbliższych dni stanie się własnie gościem domu tej rodzinki.
Mówi się, iż ten film to krytyka japońskiego społeczeństwa, jej upadku moralności i zaniku wartości rodzinnych. Czyli coś w czym Miike czuje się doskonale. Co ciekawe z założenia miał to być poważny dramat rodzinny (społeczny), a Miike (jak to on) wywrócił wszystko do góry nogami. Ale to nie znaczy, że nie jest poważnie. Wszystko jest cholernie przerysowane, a przy tym szalenie poważne (choć zapewne niektórzy się z tym nie zgodzą). A ja się zastanawiam tylko nad jednym - czy ten film jest tak straszny, że aż zabawny CZY ten film jest takzabawny, że aż straszny? Jedno jest pewne - przy całej swojej (ukrytej?) treści jaką "Visitor Q" posiada, jest to dzieło kompletnie popierdolone. Utrzymana w niemal dokumentalnej konwencji, komedia czarna jak smoła.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Wto 25 Kwi, 2006   

"Nieodebrane połączenie / Chakushin ari" - reż. Takashi Miike, 2003

Komercyjne oblicze Miike, w którym pochwalił się swoim kunsztem reżyserskim. Film, który wypłynął na fali mody na azjatyckie horrory i który okazał się sporym sukcesem finansowym w Japoni.
Na swój telefon komórkowy dostajesz wiadomość z poczty głosowej. Nagrany jest Twój głos, mówisz coś jakby bez sensu, po chwili słychać Twój krzyk. Wiadomość została wysłana trzy dni później i z Twojego telefonu. Mijają trzy dni i umierasz. A wplatany jest w to szalony duch dziewczynki i jej mroczna rodzinna przeszłość. Zaś bohaterką jest Yumi, młoda dziewczyna, która ma w pewnym momencie już tylko trzy dni na przeprowadzenie śledztwa, które mogłoby uratować jej życie.
Film dobry, a jak na kondycję współczesnego horroru (która jak wiadomo jest co najwyżej średnia) bardzo dobry. Sprawnie zrealizowany, z ładnym zdjęciami, ciekawą i zdecydowanie niegłupią oraz wcale nie taką prostą fabułą posiadającą także coś więcej do zaoferowania niż kilka trupów i nutkę strachu. Napięcie jest kiedy trzeba, a problemem, który jest poruszony jest właściwie przemoc w rodzinie. Jest tu odpowiednia ilość makabry i groteski, bardzo dobra reżyserka, ale jednego mi brakowało. Czegoś co można by nazwać "100% Miike". Cóż, to nie ma dziedzina, ale rozumiem, że przyjemnie jest kiedy wpadnie trochę grosza do kieszeni. Ten film miał zarobić, zasłużył na to i zarobił. Komercyjny horror, który nie zawodzi.


"Shinjuku Triad Society / Shinjuku kuroshakai: Chaina mafia senso" - reż. Takashi Miike, 1995

Po czterech latach kręcenia filmów telewizyjnych i na rynek video, Miike zrealizował swój pierwszy film kinowy - będący pierwszą częścię trylogii Black Society.
Głónym bohaterem jest tu policjant Kiriya - niby prawy, ale nie mający nic przeciw łamaniu prawa, tzw. dobry człowiek, ale taki, z którym nie chcielibyście zadrzeć. Wierzcie mi ;) Jest on na tropie gangu Dragon's Nail, którego przywódcą jest psychopatyczny Wang, który odmawia posłuszeństwa yakuzie i robi interesy na własną rękę. Do tego pojawia się (stały u Miike) konflikt na lini Chiny-Japonia oraz temat braterstwa. Bowiem śledztwo, które przeciw Wangowi rozpocznie Kiriya skomplikuje się, gdy okaże się, iż po stronie owego gangstera stoi młodszy brat policjanta.
Jest to film, w którym już widać co interesuje pana Miike. Serwuje nam tu niemała dawkę seksu i przemocy, nutkę perwersji, nie brakuje przerysowanych postaci (zwłaszcza szalony Wang) i kiczu, a przy tym nie można nazwać tego filmu płytkim fabularnie. Ogląda się to bardzo dobrze, jednak czegoś zczasem tu zaczyna brakować. Drugoplanowe postaci okazują się za mało zarysowane (w porównaniu do tych, które Miike przedstawi w swoich następnych filmach), a fabuła z czasem stanie się jakby chwilowo niewyraźna. Nie jest to na pewno film dla ludzi, którzy nie znają jeszcze za dobrze twórczości Miike, a i po znaniu jej, na pewno nie jest to dzieło, w którym można się zakochać. Tak sobie myślę, że idealnie pasuje tu hasło "uczyć się na błędach" - w końcu jakiś czas później Miike będzie serwował podobne dzieła, ale już znacznie lepsze. Sam początek filmu jest niemal teledyskowy - tak samo będzie z filmem "Dead or Alive", ale już na wyższym poziomie. Z kolei temat miłości braterskiej znacznie lepiej zostanie ukazany w "Ley Lines", a i niektóre sceny przedstawiajace Wanga i jego ludzi kojarzą się z tymco widziałem w "Ichi the Killer" - ale Wang i spółka do pięt nie dorastaja przedstawieniu Kakihary i jego grupy. Dobry, ciekawy, może chwilami szokujacy. Tylko dla fanów.


"Fudoh: The New Generation / Gokudo sengokushi: Fudo" - reż. Takashi Miike, 1996

Drugi kinowy film Miike i pierwszy, dzięki któremu oczy całej Japoni zwróciły się ku niemu. Nie ma to jak pierwszy sukces kasowy :)
Rywalizacja organizacji gangsterskich, rodzina Fudoh vs. Nohma. Rywalizacja, która jest bardzo nie na rękę syndykatowi, do którego należy Fudoh, a który boi się pana bossa Nohmy. W jej wyniku zapada wyrok śmierci na bossa Fudoh, a zabija go jego własny ojciec Iwao, emerytowana glowa rodziny, która jak się okaże jest szaloną marionetką w rękach Nohmy. Mija kilkanaście lat i Riki Fudoh, młodszy syn Iwao, który był świadkiem owego dzieciobójstwa ma już swoich własnych ludzi i powoli acz konsekwentnie szykuje zemstę - na bossach pozostałych organizacji wchodzących w skład syndykatu, na Nohmie i na swoim ojcu.
Jest to jeden zbardziej szalonych filmów Miike (z tych, które widziałem, oczywiście) i pierwszy jego film jaki widziałem. Chyba najbardziej komiksowy, pełen brutalności i perwersji, kolejny śmiało ukazujący tematy tabu (np. homoseksualizm, który u Miike pojawia się bardzoczesto, o czym zapomniałem do tej pory wspomnieć). Bogata galeria nie tylko dobrze zarysowanych co kompletnie przerysowanych popieprzonych postaci. Np. taki riki Fudoh - wydziarał się chłop krwią swojego brata i biega z samurajskim mieczem. Albo jego ludzie - hemafrodyta, dziewczyna strzelajaca ostrzami z pochwy, kilkuletnie dzieciaki biegające z pistoletami czy wreszcie największy Azjata jakeigo widziałem - dwumetrowy bysior, który swoim ogromnym penisem lubi doprowadzać prostytutki do szpitala, a pozostałymi kończynami łamać innym kości. Ale najieksze wrażenie zrobił na mnie charyzmatyczny Nohma, którego świetnie zagrał niejaki Riki Takeuchi,aktor który sławę zdobył grając główną rolę w trylogii "Dead or Alive". Krwii i seksu tu oczywiście nie brakuje, mamy doczynienia ze scenami szybkimi przeplatanymi z tymi wolniejszymi, które stawiaja na fabułę, ale przede wszystkim na klimat - głównie rozchodzi się o mrok kojarzący się automatycznie z twórczością Davida Lyncha. "Fudoh: the NEw Generation" to jednak przede wszystkim popieprzona rozrywka. Treść filmu jest niewystarczająco pokazana, aby większosć ludzi dostrzegała tu coś innego niż obrzydlistwa. To jest Miike, ale jeszcze nie taki, którego uwielbiam.


"Gra wstępna / Odishon" - reż. Takashi Miike, 1999

Film, po którym o Miike usłyszał cały świat. I w pełni sobie na to zasłużył.
Aoyama to owdowiały romantyk, które najlepsze lata ma już dawno za sobą. Nie chcąc umrzeć samotnie i pod namowamą syna oraz pewnego przyjaciela postanawia się ożenić. JEgo przyjaciel będący reżyserem filmowym organizuje casting, na którym Aoyama ma wybrać sobie najbardziej odpowiadająca mu dziewczynę. Wybór pada na skromną, cichą i sympatyczną Asami.
Poczatek filmu to niemal telewizyjne dramat. Nastepnie jest to film obyczajowy, w pewnym momencie z motywami komediowymi (sceny castingu!), ale czuć coś dziwnego w powietrzu. To dziwne cos robi się jeszcze dziwniejsze, gdy na ekranie pojawia sie Asami, która otacza jakaś mroczna aura. Wszyscy wiedzą jaki jest finał filmu, bo to najbardziej znana z niego scena i to dzieki niej ten film zasłynął (a raczej ze zabawy konwencjami i stopniowej przemianie filmu z dzieła spokojnego w zdecydowanie niespokojne). Pojawiają się sceny mroczne, film zamienia się w kryminał, wreszcie sen miesza się z jawą, surrealizm włada ekranem, a finał to ... wiadomo ;) Przylgnęła już do niego etykietka jednej z najbardziej drastycznych scen w historii kina.
Film ten został okrzyknięty przerażającym horrorem, ale znacznie lepiej pasuje tu określenie thriller psychologiczny. Myślę, iż w pewnym sensie można porównywać go do "Nędznych psów" Sama Peckinpaha. Jest to dzieła bardzo niespokojne, ale nigdzie się nie spieszące, widz zostaje wciągnięty emocjonalnie i zmuszony jest czekać do wiadomego finału. Finału, w którym można się poczuć tak bezwładnie jak sam główny bohater leżący na podłodze sparaliżowany, lecz cały czas ze świadomościa i czujący coraz więcej zadawanego mu bólu. Pełno tu symboliki i można oglądac go bawiąc się w szukanie znaczeń, sugestii, nawiązań do tego co stanie się później. A można się tego doszukać chyba wszędzie. Począwszy od kolorów (czy to ubrań czy ścian, oświetlenia) poprzez dialogi i sceny typu łowienie ryb (!!!) czy rzucanie piłeczkami, a na wspomnianym wcześniej surrealiźmie kończąc. Należy zwracać uwagę na WSZYSTKO, nawet samo kadrowanie i ujęcia są doskonale przemyślane i mają swój cel. A postać Asami? Asami tka sobie swoją sieć, w która coraz bardziej wpłątuje się Aoyama by w końcu go "skonsumować".
Miłość, samotność we współczesnej Japoni,strach przed ludźmi. Mówi się nawet o krytyce społeczeństwa i feminiźmie. Doprawdy można niejednej rzeczy się w tym filmie doszukać. Zarówno obiektywnie jak i subiektywnie pisząc - ten film to DZIEŁO SZTUKI.
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
nerka


Dołączył: 03 Kwi 2005
Posty: 536
Skąd: Nowa Aleksandrya
Wysłany: Śro 03 Maj, 2006   

wczoraj obejrzałam w końcu epoke lodowcową part tu, i jestem mile zaskoczona. Po doswiadczeniach gdzie drugie cześci filmu, były zbieraniem śmietanki po sukcesie pierwszej- tutaj poziom jest wyrównany, a moze nawet i jeszcze lepszy.
Poczucie humoru rozbrajające wręcz, świetne dialogi (zwłaszcza ten o poddtrzymaniu ciągłości gatunku), nawet wątek ,,miłosny" prowadzony jest na tyle komicznie, że nie drażni.
I dodatkowo doszła jeszcze świetna piosenka (tak, w pierwszej cześci brakowało hitów muzycznych na mierę ściezki dźwiękowej do choćby ,,króla lwa")

a zresztą, cos konstruktywnego napisze po drugim obejrzeniu :)
_________________
,,aktywizm musi isc w parze z aktywnoscia!, a przynajmniej z nia nie kolidowac."
 
 
Blekit
Spaghetti Master


Dołączył: 30 Sty 2004
Posty: 1468
Płeć:
Wysłany: Śro 03 Maj, 2006   

pisz, pisz, bo mi się już nie chce samemu do siebie pisac ;)
_________________
rock'n'roll fucked my soul
 
nerka


Dołączył: 03 Kwi 2005
Posty: 536
Skąd: Nowa Aleksandrya
Wysłany: Śro 03 Maj, 2006   

Blekit napisał/a:
pisz, pisz, bo mi się już nie chce samemu do siebie pisac ;)

niestetysz, brak mi stosownego obycia, wykształcenia i ęteligecyji, by móc prowadzić dysputy na poziomie twym lub Borysowym ;)

i mało bardo ogladam. może jeden film na miesiąc..a i to nie zawsze...
_________________
,,aktywizm musi isc w parze z aktywnoscia!, a przynajmniej z nia nie kolidowac."
 
 
bnr


Dołączył: 20 Mar 2005
Posty: 866
Płeć:
Wysłany: Nie 07 Maj, 2006   

Obejrzalem dzis film Komornik, dobry, bo polski, anyway - polecam przyszlym prawnikom :twisted:
_________________
shame on a nigga who try to run game on a nigga
wu buck wild with the trigger!
shame on a nigga who try to run game on a nigga
 
dexter xs

Dołączył: 10 Maj 2006
Posty: 2
Skąd: Włocławek (powiedzmy)
Wysłany: Wto 16 Maj, 2006   

"Efekt Motyla" polecam wyjebany film!!!
 
 
Mihau


Dołączył: 22 Cze 2005
Posty: 166
Skąd: Humiliation Street
Wysłany: Wto 16 Maj, 2006   

Kevin sam w domu,polecam,zajebisty :!:











:lol:
_________________
28.03.2006 r.

prawdziwa twarz młodej lewicy.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz załączać pliki na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  





© 2002-2013 PunkSerwis | All human rights reserved
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Strona wygenerowana w 0,34 sekundy. Zapytań do SQL: 13