hogata napisał/a:
ja jestem za wege w sensie etycznym ale
a ja byłam za PIS, ale głosowałam na PO
ciągle nie rozumiesz. jakbym wiedziała, że mój ukochany pis nie ma najmniejszych szans na wygranie, zagłosowałabym na po, zeby nie wygrało psl (to nie moje poglądy polityczne tylko odpowiedź na metaforę magdalenika.)
magdalenik napisał/a:
do krytykowania mnie zresztą nie jesteście upoważnieni
magdalenik napisał/a:
nie wyrywam nikomu kanapek ani nie gonie z siekierą - a wypowiedzieć się podobno można
czyli można się wypowiadać ale my akurat nie jesteśmy do tego upoważnieni?
dlaczego ciebie nie wolno krytykować a tobie krytykować innych wolno jak najbardziej?
hmm.
dobry diabel napisał/a:
jestem za wegetarianizmem, ale zalatuje to hipokryzją bo wpieprzam mięcho
a ja jestem przeciwko aborcji, ale właśnie poddałam się trzeciej z kolei
nie rób ze mnie debila, proszę. wcale nie powiedziałam ze jestem przeciwniczką jedzenia mięsa, lub ze jestem wegetarianką, tylko że generalnie dobra jest idea nie jedzenia mięsa. każdy żyje tak jak lubi, wy nigdy nie idziecie na łatwiznę ? nie jestem z tego dumna ale przyznaję sie do tego. To, ze coś jest złe nie znaczy ze należy udawać, że tego nie ma. nie boję sie sprzeciwiać nawykom kulinarnym nie bądźcie śmieszni, sama przez jakiś czas starałam się pozostałym domownikom narzucić trochę kuchnię bez mięsa licząc, że się do tego przekonają. jem mięso bo mi smakuje, wam nie i spoko. I nie wiem czemu ktos nazywa mnie 'cipą która je mięso bo rodzice costam'. Moim rodzicom nic do tego, co jem, oprócz tego, że mnie utrzymują i żywią. zeby samemu sie stołować trzeba mieć geld, chyba nie wystarczy wywalic kotleta i udawać że ziemniaczki i surówka to zajebisty obiad.
nie ma to jak udawanie świętego
ale tak, ja jestem debilem, bo jem mięso a nie mam nic do tych którzy go nie jedzą
do piachu ze mna, od razu.
to nie jest takie proste, wierz mi, bo jak juz wspominałam - próbowałam. poza tym mam taki trochę rodzinny rozpierdol więc gdybym miała teraz zacząć sama sobie gotować mogłoby się to skończyć tragedią gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść stereotypy mi nie grożą, znam ludzi nie jedzących mięsa od urodzenia i wiem, że na zdrowie narzekają mniej niż ja Z resztą jakbym ja sama juz była wege, to wiadomo że dziecku bym mięsa nie dawała, dla mnie to logiczne. Różnie w życiu bywa, jak się ktoś uprze to w każdych warunkach może sobie nie jeść mięsa, ja po prostu idę na łatwiznę - i tyle.
Z tym, że dla mnie jedzenie mięsa to żadna przyjemność, więc nie boli mnie to w ogóle
tak jak mówiłam, podziwiam
chyba nie do konca mnie zrozumiałeś, ideologicznie, że tak powiem, jestem za wegetarianizmem, ale zalatuje to hipokryzją bo wpieprzam mięcho, co ja poradzę, że nie umiem sobie odmówić kebaba czy sajgonek jak koleżanka postawi . pasztet to ścierwo, ale jak człek głodny to wszystko wszamie. poza tym trudno żywić się po swojemu kiedy się jest na czyimś garnuszku. nie jest to niemożliwe, ale trudne - wiem bo próbowałam. jak będę miała własny dom i sama będę decydować o jadłospisie najprawdopodobniej wybiorę pasztet sojowy zamiast zwykłego. o ile będzie mnie na to stać.
P.S. goliata nie próbowałam jeszcze, może czas najwyższy
Poza tym sam nie jestem "święty",i w pełni wege, bo jem ryby (nie mam jakoś do nich współczucia
czyli taka trochę wybiórcza ta twoja wrażliwość na cierpienie zwierząt
trochę po katolicku, w piątki katolicy mogą jeść tylko ryby, bo ryba to nie mięso
wegetarianką byłam przez parę miesięcy, zaczęło się od karpia wigilijnego, skończyło się na woodstocku jak zdychałam z głodu (chleb z pasztetem mniam )
fajnie że komuś się udaje nie jeść mięsa, ja osobiście - przyznaję - idę na łatwiznę, życie jest krótkie i szkoda mi go na odmawianie sobie przyjemności.